środa, 24 czerwca 2009

PRACA DLA RECEPCJONISTKI

Agencja reklamowa RED 8, mieszcząca się na ul. Włodarzewskiej, poszukuje recepcjonistki na pół etatu:
Opis stanowiska:

zarządzanie pocztą oraz kurierami
kontrola nad informacjami i dokumentami
obsługa gości i organizacja spotkań
aranżowanie podróży służbowych
obsługa centrali telefonicznej
Wymagania:
dobra znajomość języka angielskiego
znajomość obsługi komputera (MS Office, Excel)
zaangażowanie i sumienność
umiejętność pracy pod presją czasu
samodzielność i doskonała organizacja pracy
wysoka kultura osobista, miła aparycja

Oferujemy:
umowę o pracę
przyjazną atmosferę w pracy

Wyślij CV ze zdjęciem, w terminie do 06.07.2008, na adres
magda.chilicka@red8.pl


Prosimy o załączenie do aplikacji następującej klauzuli: "Wyrażam zgodę na przetwarzanie moich danych osobowych zawartych w mojej ofercie pracy, przez firmę Red 8 Communications Group Sp. z o.o., dla potrzeb niezbędnych do realizacji procesu rekrutacji (zgodnie z ustawą z dn. 29.08.1997 o Ochronie Danych Osobowych Dz. U. z 2002 r. Nr 101, poz. 926 z póź. zm.)".

środa, 17 czerwca 2009

Od naszych czytelników GO! 2 (31)


Refleksje napadniętego człowieka


Wracałam w pogodny wieczór około godziny 20-ej wczesną jesienią, znaną mi i uczęszczaną uliczką. W oddali zieleniły się ogrody działkowe. Było cicho i spokojnie. Nagle zastąpiło mi drogę trzech młodych blondynów.
Napad? Chodziłam tędy od czasu, gdy tu mieszkam, czyli 46 lat. Było bezpiecznie. Bardziej niż na którymś z obecnych, strzeżonych osiedli. To przeszłość. A teraz…jeden z napastników usiłował wyrwać mi torbę, a kiedy nie puszczałam mówiąc, że tam nic wartościowego nie ma, drugi zasłonił mi usta i nos. Oddalili się cicho z torbą. Mieli telefon komórkowy i z kimś się porozumiewali. Może z szefem szajki?

Gdy spostrzegli, że rzeczywiście w torbie nie ma ani pieniędzy ani niczego cennego, dopadli mnie powtórnie niedaleko bloków mieszkalnych. Posadzili na trawie z zamiarem obszukania mojego ubrania. To zdumiewające, ale wyczułam, że moje spokojne i niezależne od sytuacji zachowanie najwyraźniej odebrało im motyw do stosowania przemocy i kontynuowania rabunku! A kiedy na horyzoncie pojawiła się jakaś niepozorna ludzka postać, jeden z napastników bez złości w głosie, a nawet ze skrywaną ulgą rzucił ostrzegawczo: „ktoś idzie”. I trójka rosłych, krzepkich brutalnych młodzieńców – po prostu wzięła nogi za pas. Spłoszył ich przechodzień o skromnej posturze.
Nie bałam się tych chłopaków. Ani w czasie napadu, ani potem. Nie zionęłam nienawiścią do nich, nie złorzeczyłam, nie szukałam odwetu. Zastawiłam na nich pułapkę, (ale nie taką, w jaką wpadł kieszonkowiec z rysunku), a pułapkę spokoju, współczucia i myśli w intelekcie i sercu - dlaczego parają się takim zajęciem, zamiast się uczyć w szkole zawodu, pracować lub służyć społeczeństwu na przykład w wojsku czy policji? Bo aby napaść na kogoś, potrzebna jest swoista odwaga, spryt i psychologiczny zmysł. Czyż to nie cechy, które radzi byśmy byli widzieć u współobywateli
stojących na straży prawa i broniących nas przed bliźnimi parającymi się występkiem?
W trakcie napadu pojawiła się także inna refleksja - co, ja w swoim długim życiu uczyniłam dla powstrzymania plagi napadów? Pracuję cały czas społecznie, ale widocznie nieskutecznie lub połowicznie (stosując złe metody), skoro świat staje się coraz bardziej zdegradowany? Przestępców powinno się sprawiedliwie karać. Izolowanie ich w domach poprawczych i więzieniach nie przynosi jednak spodziewanego skutku, jeśli po powrocie z odosobnienia, człowiek nie ma kogoś bliskiego, kto jest w stanie zagwarantować pracę, miłość, szacunek. W jakim kierunku zmierzać będzie świat, jeśli nadal będziemy się wzajemnie krzywdzili?
Przypomniał mi się wtedy wiersz Ewy Sabelanki:

„Stoję w kolejce do życia, cierpliwie czekam.
Przede mną las wyciągniętych dłoni…
Zmęczona, na wpół uduszona, staję przed ladą i słyszę:
Życie się już skończyło, miłości nie dowieźli…”

Nie czuję do nikogo nienawiści. Postanowiłam zostać mediatorką, a nie osobą szukającą zemsty! Dowiedziałam się z wielką radością od mojej przyjaciółki, dr Janiny Waluk, która wprowadziła w Polsce mediację (odeszła z tego świata w ubiegłym roku), że w wyniku porozumienia stron, wiele spraw znalazło pozytywny finał, zostało załatwionych polubownie, ugodowo. Zanotowano bardzo znaczące efekty działań pojednawczych między stronami. I tak, pewien profesor napadnięty przez chłopca wziął go ma wychowanie i w taki oto sposób stworzył mu warunki godnego życia.
W pobliżu mamy domy poprawcze. Zastanawiam się, w jaki sposób można by przesłać wiązkę ciepłych uczuć i duchowego wsparcia dla osadzonych tam, aby uwierzyli w szczere intencje ludzi dobrej woli? Jestem pewna, że gdy potrafimy zmienić samych siebie na lepsze, świat stanie się piękny i dobroczynny. Zwycięstwo dobra jest wpisane w życia człowieka. Ale aby stało się wszechobecne potrzeba naszej dobrej woli, choćby niewielkiej garstki ludzi pełnych miłości i chęci poznawania prawdziwej wartości, każdego zbłąkanego człowieka. Dobro i miłość mają wielką moc przekształcania.

Irena Liwanowska

Od naszych czytelników GO! 2 (31)


I Ty masz szansę zostać wynalazcą!


W 1899 r. w czasopiśmie „Kraj” Eliza Orzeszkowa pisała: „Zdolność twórcza to sama korona myśli, sam szczyt wieży, samo serce narodu.”
W każdej społeczności o rozwoju i postępie technicznym decyduje nauka i nowatorzy, którzy wprowadzają usprawnienia, doskonalą metody i organizację pracy, wnoszą nowe idee i wynalazki. Psychologowie twierdzą, że pomysłowość i twórcze myślenie nie jest darem wrodzonym. Podlega treningowi i nie jest przywilejem tylko geniuszy.

Znamiennym przykładem jest wydarzenie, jakie miało miejsce w Ameryce w 1973 r. Jedna z instytucji uczestniczących w programie budowy statku kosmicznego „Skylab” zwróciła się do uczniów, aby zgłaszali pomysły zadań badawczych dla załogi. Uczniowie szeregu szkół zgłosili 3400 propozycji. Spośród nich 25 miało tak ważne znaczenie naukowe, że polecono je zrealizować. Przy rozwiązaniu osłony termicznej „Skylaba” najlepszy okazał się pomysł majsterkowicza hobbysty. W czasie różnego rodzaju konkursów organizatorzy są zdumieni pomysłowością osób bez wykształcenia technicznego. Potrzeba jest matką wynalazku. Thomas Newcomen ze szklarzem Johnem Cawleem zgłosili maszynę parową. Nowszy model maszyny parowej zgłosił James Nasmyth, pomocnik w wartacie mechanicznym. Torpedę zdalnie sterowaną wynalazła, kto by pomyślał, tancerka. A skrzypek wirtuoz wynalazł materiały z zakresu fotografii. Powyższe przykłady świadczą o nieograniczonej pomysłowości każdej osobowości. Rozwiązań nowatorskich oczekuje każda dziedzina życia. Bariery związane z wiekiem, czy poziomem wykształcenia po prostu nie istnieją, z czego nie zawsze zdajemy sobie sprawę.
Na jakie działania należałoby zwrócić uwagę w pierwszej kolejności?
1. działania w zakresie estetyki najbliższego otoczenia, jak elewacje bloków, wygląd klatek schodowych, wind i innych obiektów użyteczności publicznej.
2. tworzenie kółek twórczego działania w szkołach, klubach.
3. dyskusje w rodzinie, szkole, ukierunkowywanie na pozytywne i innowacyjne działania.
4. działania z zakresu ochrony środowiska naturalnego.
Proponuję zgłaszanie propozycji na temat twórczego działania do redakcji „GO!”.


Ignacy Leja

Z tańcem za pan brat GO! 2 (31)

Kto teraz o nim nie mówi ? Wszędzie słyszymy o tej popularnej formie wyrażania siebie, albo jak kto woli o formie relaksu. Na rynku pojawia się coraz to więcej nowych szkół tańca, każdy może doskonalić swoje umiejętności na przeróżnych warsztatach. W tym numerze przybliżamy Wam kilka technik. Miłej lektury.


Funky – styl taneczny związany z muzyką hip – hop i pop. Funky w szerszym znaczeniu określa optymistyczne i "luźne" podejście. W tym tańcu należy odrzucić wszelkie schematy, a postawić na improwizację i indywidualność danych figur tanecznych. Styl ten cechuje zwrotność, szybkość, gwałtowna zmiana kierunków i silnie izolowana praca ciała. Taniec świetnie ćwiczy koordynację ruchową, pozwala na spontaniczną ekspresję i radość tańczenia. Ciało jest miękkie, kombinacje taneczne bazują na naturalnych możliwościach ruchowych i dostosowują się do rytmu dobrego tancerza Dobrego tancerza funky charakteryzuje wrażenie nieskrywanej radości i satysfakcji.
Disco – taniec dyskotekowy, modny w latach 70. Taniec charakteryzuje się szybkim tempem oraz wymachami nóg, szpagatami i figurami akrobatycznymi. Taniec disco jest jedną z tych technik, które nie wymagają wielkiego kunsztu tanecznego. Wyróżnia je dość prosta, powtarzalna i geometryczna choreografia. W grupowym wykonaniu stają się atrakcyjne dla obserwatora, a uczestnikom tańca pozwalają na poczucie integracji z grupą. Powtarzalne mechanicznie kroki i zmiany ustawień pozwalają na wspólny taneczny trans. Z czasem formy dyskotekowego tańca skomplikowały się i nabrały wielu cech baletowo-akrobatycznych, koniecznych dla sztuki estradowej.

Aleksandra Strzałkowska

Organizacje pozarządowe GO! 2(31)


Fundacja Aktywnej Rehabilitacji



Na czym polega fenomen Fundacji Aktywnej Rehabilitacji? Idea aktywnej rehabilitacji została przeniesiona na grunt polski ze Szwecji. Jej odbiorcami byli ludzie z uszkodzonym rdzeniem kręgowym, którzy po różnego rodzaju wypadkach, musieli zacząć życie na wózkach. Stworzono dla nich program zajęć, będący uzupełnieniem rehabilitacji biernej, czyli ćwiczeń z terapeutami w ośrodkach rehabilitacyjnych.
W Polsce pierwszy obóz aktywnej rehabilitacji odbył się w 1988 roku. Obecnie program działań Fundacji obejmuje zarówno obozy, jak i zajęcia stacjonarne skierowane do osób poruszających się na wózkach inwalidzkich: z uszkodzonym rdzeniem kręgowym bądź po przepuklinie oponowo-rdzeniowej. Na obozie uczestnicy uczą się wykonywać wszystkie czynności samoobsługowe (takie, jak ubieranie, mycie, załatwianie potrzeb fizjologicznych, przesiadanie z wózka na łóżko) samodzielnie. Oprócz tego mają treningi obejmujące technikę jazdy na wózku (czyli naukę pokonywania barier architektonicznych typu próg, krawężnik, schody), ćwiczenia ogólnokondycyjne, pływanie, tenis stołowy, łucznictwo. Wszystkie zajęcia mają wpłynąć na poprawę kondycji, zwiększenie masy mięśniowej i ogólnej sprawności uczestników, a jednocześnie zachęcają do angażowania się w różne dyscypliny sportowe. Dodatkowo prowadzone są wykłady dotyczące różnych aspektów zdrowia i uprawnień osób niepełnosprawnych. Zdobyte umiejętności uczestnicy obozów mogą doskonalić na zajęciach stacjonarnych w zależności od miejsca zamieszkania w różnych regionach Polski— Fundacja ma swoje oddziały w całej Polsce.
Zakres działań Fundacji obejmuje również kursy komputerowe, kursy prawa jazdy i punkty aktywizacji zawodowej dla osób z uszkodzonym rdzeniem kręgowym. Instruktorzy Aktywnej Rehabilitacji prowadzą szkolenia dla osób pracujących na co dzień z osobami niepełnosprawnymi, przekazując im wiedzę m. in. na temat budowy, użytkowania i indywidualnego dopasowania wózka inwalidzkiego, profilaktyki przeciwodleżynowej, bezpiecznej techniki przenoszenia i asekuracji.
To, co stanowi specyfikę Fundacji, to to, że wszystkie treningi prowadzi kadra osób na wózkach, to oni są wzorcami osobowymi, przekazują wiedzę na podstawie własnych doświadczeń i dzięki temu są wiarygodni w tym, co mówią. A to niesamowicie istotne zarówno dla ludzi dorosłych, którzy trafiają na wózek po wypadku, jak i dla dzieci niepełnosprawnych od urodzenia.




Więcej informacji:
Fundacja Aktywnej Rehabilitacji
ul. Inspektowa 1, 02-711 Warszawa,
tel./fax: (022) 651 88 02/03,
info@far.org.pl,
www.far.org.pl

Małgorzata Tomaszewska
Instruktor Aktywnej Rehabilitacji

Organizacje pozarządowe GO! 2(31)

Stowarzyszenie Pomocy Młodzieży Dyslektycznej

Problem Dysleksji (jeżeli w ogóle można nazywać go problemem, a nie np. trudnością) występuje w każdej placówce oświaty. Osoby obdarzone tą szczególną przywarą, często narażone są w swoim życiu, na częstsze niż zwykle, odrzucenie, niezrozumienie lub pogardę. Dysleksja jest ponadto na tyle obszerny tematem, że nie wystarczy zastosować jednej dobrze opracowanej metody, aby jej się skutecznie przeciwstawiać, lecz trzeba wobec każdego zastosować odrębny sposób działania i nakreślić indywidualne metody pracy.
To bardzo trudne zadanie podejmuje Stowarzyszenie Pomocy Młodzieży Dyslektycznej, zlokalizowane na Ochocie przy ulicy Urbanistów 3 (w budynku Zespołu Szkół nr 26, sala 123). Wyciąga ono pomocną dłoń do wszystkich, którzy borykają się z jakimikolwiek problemami związanymi z dysleksją i każdą jej odmianą w postaci np. dyskalkulii bądź dysgrafii. Mimo iż w nazwie stowarzyszenia występuje słowo „młodzież” to program, na jakim bazuje ta instytucja, jest również skierowany do osób dorosłych i dzieci. Po latach pracy i w oparciu o zdobyte doświadczenie, Stowarzyszenie Pomocy Młodzieży Dyslektycznej może pochwalić się szczególnymi i niespotykanymi metodami pracy. Najpopularniejsze i zarazem można by rzec najprostsze są ćwiczenia ortograficzne. Jednak jeżeli Państwo poczuli teraz jakikolwiek niesmak, a w myślach zaplątało się niemiłe skojarzenie ze szkoły związane z dyktandami i wielkimi sprawdzianami ortograficznymi, to niestety się Państwo pomylili! Pierwsza i zarazem ostatnia zasada jest taka: osoby uczęszczające na zajęcia są KREATORAMI, a nie wykonawcami poleceń! To od Was moi mili zależy w jakim stopniu zaangażujecie się i jak zechcecie pracować. Ćwiczenia ortograficzne są prowadzone metodami alternatywnymi – m.in. gry dydaktyczne (opracowane przez samych uczestników) realizowane w formie zabawy a nie nauki, praca w grupie bądź zajęcia indywidualne. Stowarzyszenie prowadzi także ćwiczenia w zakresie logopedii – artykulacja, jąkanie, mowa szybka i niedbała. Opiera się to na tej samej zasadzie pracy indywidualnej lub w grupach, ale również z uwzględnieniem korelacji pomiędzy językiem mówionym a pisanym. Dla osób z zainteresowaniami literackimi organizowane są zajęcia stylistyczno – gramatyczne. Przybrały one formę warsztatów, podczas których dana osoba rozwija swoje umiejętności gramatyczno – stylistyczne. Istnieje również możliwość indywidualnej pracy. Dyskalkulia jest to także problem nieobcy Stowarzyszeniu, a wynikający z dysleksji. W tym zakresie też można liczyć na fachowe wsparcie, od osób kompetentnych w dziedzinie matematyki i fizyki. Praca polega na rozwijaniu poprawności myślenia i wyobraźni.
Dusze artystyczne zainteresuje program zajęć wokalno-muzycznych, plastycznych i tanecznych. Koordynacja ruchowa, malunek, śpiew, rytmika, ćwiczenia oddechu, kaligrafia, grafika warsztatowa… mimo że w pierwszym momencie nie kojarzą nam się z dysleksją, są bardzo pomocne w walce z nią i pokonywaniu swoich trudności.
Dysleksja może być męcząca, może być powodem niezrozumienia, stresu a nawet chorób psychicznych. Szkolnictwo polskie nie zapewnia godziwej opieki osobom borykającym się z dysleksją. Do tej pory bardzo często nie rozumie się i nie chce rozumieć tego problemu. Dlatego m.in. powstało to Stowarzyszenie, aby zrzeszać ludzi którzy chcą, mimo swoich trudności, osiągnąć szczyty sukcesu i być zrozumianymi przez społeczeństwo. STPMD jest otwarte dla wszystkich, raz bądź dwa razy w roku organizuje dla członków wyjazdy do Kamieńczyka (k. Warszawy), gdzie mają miejsce zajęcia ku lepszemu poznaniu problemu dysleksji, określeniu jego przyczyn, oswojeniu z tym pojęciem, a przede wszystkim spotkaniu z innymi osobami mającymi ten sam, ale jakże inny dla każdego problem.

A pisze to Wam Ja – Dyslektyk, który w tym uczestniczył i uczestniczy. Jednocześnie Was bardzo serdecznie zapraszam, bo oprócz można by rzec terapii, panuje tu miła i rodzinna atmosfera…

Więcej informacji
www.dysleksja.sohonet.pl lub osobiście w każdy piątek od 16.00 – 17.00 w siedzibie stowarzyszenia ul. Urbanistów 3 sala 123.

Adrian Dunst

Hyde Park GO! 2 (31)

Bardzo częste pytanie, które jest zadawane w Polsce to: „Jaka jest dzisiejsza młodzież?” Jest bierna czy idzie do przodu? Na temat ten zaczęłam rozmyślać, gdy znalazłam artykuł w Gazecie Wyborczej, w którym jest napisane tak:

„(...)młodzi, którzy pragną coś zmieniać, angażując się publicznie, to elita elit. Jak dobitnie pokazuje Anna Zawadzka w artykule "Etos zszedł do podziemia", olbrzymia część polskich studentów, nawet na elitarnych humanistycznych uczelniach, skrywa swoje poglądy, ich ideały zaś obejmują życie prywatne, a nie jakkolwiek rozumiane dobro publiczne. "Dyskursy o aborcji, męskości, terroryzmie, wojnie, rodzinie były dla nich jak odgrzewane kotlety: zimne i bez smaku" - pisze Zawadzka. Skąd ta nieufność czy niechęć do zaangażowania? Zawadzka tłumaczy to m.in. fałszywą postawą kadry dydaktycznej. Ale można znaleźć inne powody. W Polsce coraz częściej mocniejsze zaangażowanie, choćby w dyskusji, kojarzy się z oszołomstwem. Bronisz zawzięcie swych racji - jesteś nietolerancyjny. Nietolerancja obejmuje już nie tylko wykluczanie innych, lecz także denerwowanie swoich, przymuszanie ich do udziału w debacie(...)”


Własne zdanie, wiara w siebie, zaangażowanie, otwartość na świat, chęć poznawania go - te wartości niszczy szkoła, rodzina i dzisiejsze czasy. Krzywdzi się ludzi, którzy maja własne poglądy, wypracowaną hierarchię wartości, bo poprzez system szkolny niszczy się to, co najlepsze u młodych, zdolnych ludzi i każe się im nie wyróżniać z tłumu. Ale dlaczego? Do końca chyba nie wiadomo, czy to wszystko jest specjalnie ukierunkowane przez rząd, bo przecież „ciemnotą” lepiej się rządzi, czy też wynika to z niewiedzy polityków na temat polskiego szkolnictwa i jego roli w kształtowaniu nowych pokoleń?
W artykule z Gazety Wyborczej zaskoczyło mnie zdanie: „(...)młodzi, którzy pragną coś zmieniać, angażując się publicznie, to elita elit”. Cóż... jest to chyba prawda, ponieważ zakłada się coraz mniej stowarzyszeń, fundacji (wynika to z badań), ale z drugiej strony coraz więcej ludzi deklaruje się, że chciałoby pomagać lub już pomaga. Zauważam to nawet po moich znajomych, którzy dopytują mnie o różne wolontariaty. Coraz częściej młodzi wolontariusze zgłaszają się, ale zaraz rezygnują. Widać, zostają Ci, którym najbardziej zależy.
A jeśli chodzi o odważne wygłaszanie swoich poglądów, to z tym Polacy nie mają problemu. Patrząc na ilość manifestacji, chociażby w Warszawie, trudno się zgodzić ze stwierdzeniem, że nie mamy własnego zdania na dany temat.
Krytykuje się młodzież za wygląd, poglądy, zachowanie, a później nauczyciele, psycholodzy i rodzice rozkładają ręce oraz narzekają na znieczulicę pośród młodych. Może podam przykład: Człowiek wyraża swoje poglądy na lekcji polskiego, po czym dostaje ocenę niedostateczną za to, że ma inne zdanie na dany temat niż nauczyciel. Następnie przychodzi do domu, mówi rodzicom o złej ocenie i słyszy krzyki: „Dlaczego się nie uczysz? Kolejna jedynka? Nie zdasz na studia, będziesz pracować na zmywaku!”
Odpowiadając sobie na pytanie, jaka jest dzisiejsza młodzież, nie potrafiłam dać jednoznacznej odpowiedzi. Być może wynika to z tego, że każda ze stron ma rację. Ale jakby przyjąć hipotezę, że młodzież jest niewychowana i bierna, to skazalibyśmy swoich rodziców, dziadków na złą opinię, bo przecież ktoś tę młodzież wychował. Myślę jednak, że nie warto obwiniać którejś ze stron, ponieważ to do niczego nie doprowadzi.
Należy chyba zastanowić się, co zrobić, aby młodsze pokolenia nie były coraz gorsze i myślę, że każdy powinien zacząć od siebie.

Katarzyna Nicewicz

Ochota niebanalna... GO! 2 (31)

Z Michałem poznaliśmy się przez Internet. Szukałam na bloga gazetki (www.gazetkaosiedlowa.eblog.pl - to tak dla przypomnienia) jakichś ciekawych ogłoszeń i znalazłam informacje o grupie odtwórstwa historycznego Legio I Adiutrix, która poszukuje nowych członków. Od razu napisałam z pytaniem, czy mogę owe ogłoszenie zamieścić i w ten sposób doszło do wywiadu. Przez ilość obowiązków i permanentny brak czasu, został on przeprowadzony także przez Internet. Na moje pytania Michał Teodorowicz, który był sprawcą wirtualnego ogłoszenia, odpowiedział wyczerpująco.

LEGIO I ADIUTRIX


Czy mógłbyś mi opisać Waszą grupę - jak i kiedy to się stało, że powstała, kto do niej należy?

Grupa istnieje już od przeszło ośmiu lat, jednak nazwa Grupa Historyczna "Milites Optimi" funkcjonuje dopiero czwarty rok. Na początku zebraliśmy się jako znajomi, których łączyła wspólna pasja. Najpierw było to mało profesjonalne bawienie się historią i rekonstrukcją. W 2001 roku rozpocząłem studia w Instytucie Archeologii UW, co przyśpieszyło rozwój grupy tak liczebny jak i jakościowy. Znalazło się wielu chętnych wśród studentów, którzy postanowili się przyłączyć. Oczywiście ludzie przychodzili i odchodzili, ale właśnie studenci archeologii okazali się najtrwalszym nabytkiem i stanowią obecnie około połowy stanu osobowego grupy.
Do 2005 roku nazwa grupy brzmiała "Pugnatores Aeterni", jednak jej pomysłodawczyni postanowiła zrezygnować z członkowstwa, więc postanowiliśmy iż nazwę można też by zmienić. Wtedy wpadliśmy na nazwę "Milites Optimi" (Najlepsi Wojownicy), co jest nazwą uniwersalną dla grupy, która skupia w swych szeregach odtwórców różnych epok. Nie jest przypisana do jednego okresu historycznego. A właśnie od trzech lat utrwalił się u nas podział na trzy sekcje epokowe, z których każda także posiada swoją nazwę: starożytną Legio I Adiutrix, wczesnośredniowieczną Symmachoi i XIII-wieczną Milites Dei. Podział ten wynikał ze wzrostu liczebności grupy do przeszło 30 osób o różnych zainteresowaniach, co pozwoliło na stworzenie sekcji epokowych liczebnie dorównujących innym samodzielnym grupom w Warszawie.
Obecnie większość członków grupy to mężczyźni, co wynika z zainteresowań większości, skupiających się wokół walki. Jednak są wśród nas dziewczęta, które w liczbie 4 ubarwiają nasze zajęcia. Wiek dla osób chętnych nie gra roli, dlatego rozpiętość u nas waha się od 16 do 54 lat.

Na Waszej stronie internetowej jest zamieszczona informacja o treningach. Na czym polegają Wasze spotkania? Czy realizujecie wspólne projekty, planujecie bitwy, pokazy?


Nasze spotkania odbywają się regularnie co tydzień, obecnie w soboty w godzinach 10-14 w budynku A po dawnym Instytucie Archeologii UW przy Żwirki i Wigury 97/99. Polegają one w znacznej mierze na treningu fizycznym i treningu walki - prowadzone oddzielnie w ramach każdej sekcji. Trening bojowy obejmuje najpierw szkolenie „na sucho” czyli bez przeciwnika, potem na broń drewnianą. Dopiero po okresie próbnym i skompletowaniu własnego sprzętu ochronnego członek grupy może rozpocząć pełne szkolenie bojowe na broń metalową. Po latach doświadczeń odeszliśmy od szkolenia ludzi przy użyciu wspólnego sprzętu, gdyż nikt wtedy nie czuje obowiązku skompletowania własnego sprzętu. Co tydzień odbywają się także warsztaty, w których biorą udział osoby walczące po treningu, jak i reszta niebojowa. Podczas ich trwania można nauczyć się wykonywania wszystkich niemal elementów stroju i wyposażenia. To bardzo obniża koszt skompletowania całości.
Każdego roku realizujemy wiele projektów, organizujemy imprezy historyczne i często na takie jeździmy, by wymieniać nasze doświadczenia z innymi pasjonatami i po prostu dobrze się bawić. Najbliższy wyjazd planowany jest do Rzymu na obchody 2762 rocznicy jego założenia.

Macie bardzo oryginalne hobby, ale jak odbierają je Wasi rówieśnicy, rodzice? Czy nie ma żadnej granicy wiekowej na takie „zabawy”?

Otoczenie odbiera nasze hobby obojętnie, wszystko się już dzisiaj opatrzyło i każdy już "przebierańców" widział. Na studiach, szczególnie archeologicznych, znaczny procent osób bawi się w to samo, co my. Rzadko zdarzają się przypadki negatywnych i agresywnych reakcji na nasz widok. Wiek nie ma znaczenia. W naszych szeregach są uczniowie liceum, studenci, wykładowcy archeologii i inni.

Załóżmy, że chciałabym do Was dołączyć. Czy są jakieś kryteria, jakie musi spełnić potencjalny członek grupy historycznej?

Dołączyć może do nas każdy pasjonat mający co najmniej 12 lat (osoby do 18 roku życia co roku muszą przedstawić pisemną zgodę rodziców), który chciałby się realizować w tym hobby. Jednak mamy wymagania, które trzeba spełnić. Po pierwsze dyscyplina w uczęszczaniu na spotkania i na samych spotkaniach, chęć rozwoju, czyli kompletowania kolejnych elementów wyposażenia (w trzy miesiące trzeba skompletować podstawowy strój), regularne płacenie składek członkowskich, które pozwalają na zakup sprzętów grupowych jak namioty, idp. Szczegóły dostępne są na naszej stronie www.adiutrix.cba.pl/legio

Agnieszka Matan

Ochota niebanalna... GO! 2 (31)




Jak nie drzwiami, to oknem, czyli historia pewnego turysty

Najbardziej lubię te przypadkowe spotkania. Kiedy niespodziewanie, zupełnie zwyczajnie, między wierszami, w krótkiej rozmowie, okazuje się, że masz przyjemność obcować z kimś niezwykłym i ciekawym. To dobrze, że istnieją osoby, które lubią „kolorować rzeczywistość”, nie zgadzają się na szarość i wszechogarniający marazm. Walczą z nudą i spełniają swoje marzenia, rozwijają zainteresowania, ale co najważniejsze –inspirują. Powiedziałabym nawet, że to wręcz wyśmienicie! Może wykrywa ich mój wewnętrzny radar, może czasem to oni znajdują mnie. Ale już po jednym spotkaniu powstają bardzo ciekawe znajomości lub nowe inicjatywy. W tym numerze chciałabym Wam przedstawić dwie osoby związane z Ochotą, które nie znają nudy i przy swoich codziennych obowiązkach, odnajdują czas na działalność nietypową, a parafrazując język poprzedniego systemu, nazwijmy ją nawet wywrotową!

„Ciuchy do ubrudzenia, buty, latarka”. Taką dostałam instrukcję przed zaplanowanym spacerem. Zaraz, zaraz, ale gdzie ja mam latarkę? Robocze ubranie? Nie mam takiego zestawu zimowego do ubrudzenia! Tym razem nie mogłam jednak narzekać, bo nie wybierałam się na romantyczny spacer do Łazienek, tylko na próbkę wypraw, organizowanych przez WTE, czyli Warszawską Turystykę Ekstremalną.
No nie, wspinaczka po drabince i pomalowane na czerwono paznokcie- śmiał się ze mnie Tomek, który to właśnie zabrał mnie na niecodzienny spacer. Kosmetyczna pozostałość poprzedniego wieczoru zdradzała od razu, że nie należę do grupy miejskich komandosów, ale gdyby tylko ten drobny szczegół ujawniał, że jestem w owej dziedzinie nowicjuszką… Niestety, był jeszcze lęk wysokości, ciągłe poczucie, że spacerujemy po terenach, po których chodzić nie wolno i strach, że w krzakach natkniemy się na śpiących i głodnych panów. Skąd we mnie ten strach? Jeżeli od zawsze nie wchodziłam do miejsc z napisem „wstęp wzbroniony”, a słysząc, że czegoś nie wolno, nie zastanawiałam się, kto taki zakaz wydał i jaki ma on sens, stałam się dzieckiem Starego Miasta, Wilanowa i waty cukrowej z Parku Saskiego.
Tomek też był pewnie nie raz w tych wszystkich miejscach, ale to za mało. Zanim jednak usłyszałam, zobaczyłam na zdjęciach, jak wygląda naprawdę Warszawa z perspektywy dachów, mostów, zakamuflowanych przejść i drzwi, których nikt od dawna nie otwierał, i ile kryje w sobie opuszczonych i ciekawych miejsc, piliśmy spokojnie herbatę na spotkaniu Stowarzyszenia Absolwentów Kołłątaja, wspominaliśmy stare czasy i wymieniliśmy się mailami, żeby przekazywać sobie informacje o interesujących wydarzeniach. Od poznania Tomka, vel. Wielbłąda, vel. Inżyniera budowy kolejowej, miłośnika kolei, warszawskiego turysty, eksploatatora opuszczonych miejsc, człowieka o usposobieniu kaowca XXI wieku- pojęcie „interesującego wydarzenia” przyjęło zupełnie nowe oblicze. To właśnie sami uczestnicy łażeń wyznaczają limesy. Pamiętam, jak za dziecka sam łaziłem, wchodziłem, czasem z młodszą siostrą. Nie było jeszcze nawet Cechmana, Hono, Bakuka (znajomi z WTE- przyp. red), całego WTE. Wtedy się zwiedzało, no nie było tej śmiałości, tego przeboju, tego aż tak mocnego zainteresowania. Można skończyć studia, pójść do pracy na 8h dziennie, wracać, zjadać obiad, włączać „Klan” i być w pełni usatysfakcjonowanym. Można jednak iść do pracy z poczuciem, że po owej pracy, po południu, w weekend będzie można zrobić wiele rzeczy, chodzić, odkrywać, spotykać się z ludźmi, którzy mają takie same zainteresowania. Nie w Internecie, nie przez telefon (Tomek nie używa telefonu komórkowego), nie przez SMS-a, tylko na żywo – podróżować razem, spacerować, grać w piłkę, imprezować, nawet gdy już powinno się być bardzo poważnym i ustatkowanym mężczyzną, mającym biznesplan na najbliższe 10 lat i sadzącym rodzinne drzewo.
A tutaj zamiast drzewa wyprawa przez forty, opuszczone gmachy, stare kamienice, a w nich poszukiwanie pozostawionych tam przedmiotów. Nie ma miejsc, do których nie można wejść, trzeba tylko znaleźć inny sposób. Jak ktoś zapyta „Co tu robicie?” – prosta odpowiedź, że „chodzimy” może wydać się szokująca. Ludzie tak bardzo przyzwyczaili się do zasad – chodzimy tylko po parku, grzecznie odpoczywamy, siadając nonszalancko w kwiecistej alei, dzieci biegają, psy szczekają, ktoś pójdzie do Muzeum Narodowego, ktoś zahaczy o Teatr Narodowy – nuda jednak ogarnia Warszawiaków w tempie porażającym. Bo w tym mieście podobno nic nie ma i nic się nie dzieje, a wszystko jest beznadziejne! I w tym momencie na scenę naszego kulminacyjnego aktu wychodzi Tomek, przystojny młody mężczyzna, lat 27, absolwent Politechniki, inżynier, mieszkaniec szarego bloku na Ochocie, który poprzez niezliczoną ilość swoich aktywności pokazuje nam – wszystkim nudziarzom, że w tym stołecznym mieście, utopionym w szarej chmurze marazmu, ciągłym pośpiechu i osowiałości intelektualnej większości jego mieszkańców, kryje się wiele pięknych, tajemniczych miejsc, które są dla wszystkich, ale korzystają z nich tylko osoby, które same kreują swoją rzeczywistość, mają pasję. A przy okazji dobrą zabawę. I duży ubaw z życiowych nudziarzy. W dużej mierze to WTE i inne grupy łażące, czy wchodzące w silnym stopniu wyznaczają, gdzie można. No bo inni wchodzą, to ja nie mogę wejść. Wiadomo, że rzadko ktoś wymięką. No i na WTE ta magiczna atmosfera… Ukłon, kurtyna się zamyka.
* * *
Aby dowiedzieć się, jak wyglądają wyprawy WTE, zajrzyjcie na stronę:
http://wte.bloog.p/
W opisie Tomka (Wielbłąda):
INICJATYWA ZWIEDZANIA NIE ŁAZIENEK, STARÓWKI, NI PEKiNu, LECZ STARYCH PODZIEMI, OPUSZCZONYCH TERENÓW, INDUSTRIAL I PRZYRODA, ODA (zawsze wielkimi literami).


Agnieszka Matan

wtorek, 16 czerwca 2009

GAZETKOWE NEWSY [CZYT.NJUSY]

Sprawy mają się następująco:

Jak tylko sesja przestanie zjadać nasze ostatnie szare komórki, to wrzucimy z przewodniczacą Małgorzatą wszystkie artykuły z bardzo ciekawego numeru wiosennego kwiecień/ maj, natomiast numer letni jest na etapie przygotowań, aby elegancko prezentował się w klimacie letnio- plażowym.

Nasze dawne dziennikarskie podrygi można zaleźć na starym blogu: gazetkaosiedlowa.eblog.pl

Mamy bardzo zdolne dziewczyny.


STARA SZAFA-NOWE POMYSŁY


Te dziewczyny potrafią zrobić cuda. Dla mnie cuda do kwadratu, bo ja nawet, robiąc za młodu bransoletki z muliny- plakałam gorzko, a co dopiero przy robieniu przepaski na szydełku na lekcjach ZPT-ów [Zajęcia Praktyczno-Techniczne], a dziewczyny, które razem z Agnieszką Jaskulską robią kolczyki, biżuterię i wszelkie użytkowo- biżuteryjne wariacje- mają po prostu do tego talent. Na Festynie również prezentowąły swoje prace, a teraz założyły bloga: staraszafa-nowepomysly.blogspot.com i zachęcam do zaglądania, a nawet zakupu. Ja właśnie jednego dokonałam i w tym tygodniu będe nosić piękne, ręcznie robione kolce.


A poza tym - każdy może na te zajęcia przyjść i nauczyć się takich magicznych umiejetności za darmo. W SURMIE od września kolejne zajęcia dla wszystkich pań- małych, młodych, starszych i dojrzalszych, które chcą się razem spotykać.

XI Festyn Podwórkowy "Nasza ulica..."

Tak było na Białobrzeskiej 6 czerwca w sobotę.
Warsztaty, rękodzięło artystyczne, kosmiczne miasteczko, podwórkowa akcja teatralna, Orkiestra z Chmielnej, przemarsz z Orkiestrą Dętą z Pułtuska, zwierzęta, ekolodzy, biblioteki.
A czemu tak? A czemu nie ;)
Żeby nie powtarzać, więcej przeczytacie, np. na:












środa, 10 czerwca 2009

PRZEPROWADZKA

Pozazdrościliśmy naszym kolegom z Ochoty Na Wolny Czas (http://www.ochotanawolnyczas.blogspot.com/że u nich tak ładnie,a poza tym eblog- musimy to przyznac z przykrością- nie spełnił swojego zadania- jest mało czytelny i notorycznie się zacina, zawiesza lub są na nim prowadzone jakieś budowy remontowe, postanowiliśmy sie przenieść i tym sposobem nasz blog ma nowy adres. A że niedawno wyszedł kolejny numer kwiecień/maj, to będzie on mógł być opublikowany w takim ładnym miejscu, co mu się bezapelacyjnie należy, bo artykuły wiosenne były naprawde interesujące (nie słodzimy, sami zobaczycie)